Unboxing #2

Minęło sporo czasu od ostatniego książkowego zakupu, więc udowodniłem, że można zwyciężyć z głodem posiadania coraz to nowszych pozycji. Najbardziej cieszę się jednak z tego, że wszystko przyszło mi bez zbytniego powstrzymywania się na siłę, co często ma miejsce przy tak zwanych ,,odwykach książkocholików". Jednak, jak wiadomo, uzależniania lubią wracać i oto efekt takiego nawrotu. Nie jest to może zbyt wielki ,,atak", aczkolwiek i tak bardzo mnie cieszy. 





Co przybyło w listopadzie? 

I. Nigdy nie nazywałem się dzieckiem szczęścia, a to, że w połowie mojego zbierania Harrego Pottera zostało wprowadzanie to śliczne wydanie z ilustracjami Johnnego Doodla, może służyć za doskonały powód mojego zachowania. Nie da się ukryć goryczy towarzyszącej mi przy każdym spojrzeniu na biblioteczkę, w której widnieją zarówno stare, jak i nowe oprawy przygód chłopca, który przeżył. Cóż, wszystko naprawi się z czasem.






















II. W ciągu ostatniego roku niezwykle często obijało mi się o uszy nazwisko ,,Neil Gaiman", a że nie lubię pozostawać w nieświadomości do zachwalanych autorów, postanowiłem zaopatrzyć się w jego dzieło. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję, w końcu zaczarowała mnie już sama 
okładka. Cudo! Chyba jednak jestem okładkową sroką, choć tak bardzo się zapieram. Nie będę ukrywał, że jeszcze nie dotknąłem treści, a już chcę posiąść wszystkie książki wydane w tej serii. Uprę się jednak w myśl zasady ,,Tom pierwszy i ani kroku dalej!" 











III. Dziewiętnastowieczna Anglia z domieszką magii i to niekoniecznie tej dobrej? Biorę w ciemno i mam nadzieję, że tym razem nie zawiodę się rodowitą autorką. Choć przyznać muszę, że w ogóle nie przypisywałem tej książki pod Polskie pióro, gdyż nie oszukujmy się, zarówno tematyka jak i wydanie pachną bardziej stylem zachodniego piśmiennictwa. 

1 komentarz:

  1. Nigdziebądź ma prześliczną okładkę. I to wydanie w twardej oprawie. Omg... ale! Nie kupię nic Neila Gaimana, dopóki nie przeczytam książki w Legimi i nie sprawdzę autora, bo nie znam.
    Ja też jestem okładkową sroką :)
    Te nowe wydania Pottera również i mi się bardzo podobają. W starych mam tylko tom trzeci i piąty, w nowych planuję kupić całość w ładnym, kartonowym opakowaniu, z twardą oprawą... ech, marzenia. No ale kiedyś to zrobię :)
    Magiczne Akta Scotland Yardu leżą i czekają na swoją kolej.

    OdpowiedzUsuń