Ruscy i demony

Adept 

Adam Przechrzta




Od dłuższego czasu odczuwałem głód fikcji historycznej, który oczekiwałem zaspokoić właśnie za pośrednictwem Adepta. Oczekiwania były duże, choć niewygórowane, gdyż wiem, że nasi rodowici autorzy potrafią sprzedać nam naprawdę mdłe opowieści. Nie wspominając już o tym, jak bardzo Fabryka Słów specjalizuje się w wydawaniu gniotów. 



Poznajcie Olafa Rudnickiego - Warszawskiego aptekarza i członka gildii alchemicznej, którego życie szerokim łukiem omija politykę. Jak to jednak bywa, jest to tylko stan chwilowy. 
W wielkich miastach Europy zaczęły wykwitać tajemnicze ośrodki zwane enklawami. Odcięte od ludzi starannymi zabezpieczeniami, wyjątkowo niebezpieczne miejsca kryły w sobie tajemnice magii i demonów. To właśnie tam Olaf poznaje, a następnie niewoli osobę, która całkowicie odmieni jego życie. Spokojny aptekarz zmienia się w jedną z najważniejszych osób w przedwojennej Warszawie, zostając mimowolnie wciągniętym do wielkiej gry. Tylko jego ręce mogą być w stanie powstrzymać inwazję nie z tego świata. 


Historia brzmi ciekawie, nieprawdaż? Tym bardziej, że rozgrywa się na dobrze znanych nam terenach, co dodatkowo, choć nieznacznie podnosi sympatię do wydarzeń prezentowanych w opowieści. Konflikt rdzennych mieszkańców z Rosyjskimi okupantami wisi w powietrzu, stanowiąc zaledwie mgliste tło. Nie mówię, że to źle, gdyż książka nie jest o autonomii Polaków i represjach, a niebezpieczeństwie uśpionym za srebrnymi murami enklaw. 

No właśnie... Niebezpieczeństwem, którego kompletnie nie czuć. Opowieść stara się kreować enklawy na miejsca, z których rozpocznie się zagłada naszego świata, a tymczasem bohaterowie wchodzą i wychodzą do nich gdy tylko im się zachce, pokazując nam złudną otoczkę wielkości takiej wyprawy. Pod koniec historii autor nie stara się nawet naprawić swojego błędu, streszczając całą eskapadę do paru zdań. Z najważniejszymi momentami także nie jest najlepiej, gdyż ktoś wyprał je z wszystkiego, czym moglibyśmy się emocjonować. To trochę tak, jakbym opisywał wydarzenia z 1939 roku za pomocą: 

,,Wjechali od zachodu, wjechali od wschodu, a potem się podzielili"

Tak się nie robi, Panie Adamie, tak się nie robi. Nie można kreować strasznego zagrożenia tylko po to, by ujawniało się dopiero wtedy, gdy jest potrzebne dla fabuły.

Pasowałoby także dorzucić swoje trzy grosze w kwestii bohaterów. Mamy do czynienia z bardzo prostymi schematami, na które da się przymknąć oko, jeżeli uznamy, że to historia, a nie osobowości grają pierwsze skrzypce. Olafa Rudnickiego można określić mianem piramidy i mówię to dosłownie. 


Jest to człowiek, który zaczyna jako szara myszka, wspinająca się powoli na drabinę bycia ,,Badassem" tylko po to, by nagle się potknąć i spaść z drugiej strony. Najgorsze w tej zmianie jest to, że zachodzi niemalże na pstryknięcie palca, co nie powinno mieć miejsca. Kompletnie nieuzasadnione ,,humorki" Olafa zachodzą DOSŁOWNIE z rozdziału na rozdział i w moim odczuciu stanowią kompletnie niewiarygodną część książki, niszczącą i tak przeciętną już postać.

Trudno nie wspomnieć o przybocznych alchemika. Nie będę omawiał każdego z nich osobno, gdyż nie w tym leży potrzeba. Wiecie, co najbardziej irytuje w Adepcie? To, że każdy ,,przyjaciel" głównego bohatera zawsze, ale to zawsze zna odpowiedź na każde pytanie, zagadkę, na wszystko. 

Pojawia się problem - Anastazja wygłasza parę zdań - i po problemie

Właśnie to sprawiło, że nużyłem się podczas lektury, że pod sam jej koniec nie czułem nic, prócz pustki, gdyż książka prawie nie wymagała ode mnie zaangażowania. Wszechwiedzące postacie poboczne zawsze wszystko wiedziały i wykładały nam swoją wiedzę przed nos w niezwykle jawny, ordynarny sposób. Trudno jest lubić chodzące encyklopedie, nieprawdaż? 

Nie mówię, że książka jest zła, bo nie jest. Nadawanie jej jednak miana ,,czegoś więcej" byłoby jednak kłamstwem. Podczas lektury brnąłem przez tekst zapominając o tym, że coś czytam, a to najlepszy dowód na to, że książka po prostu mnie nużyła. Moja ocena końcowa byłaby inna, gdyby nie te wszechwiedzące charaktery, które skutecznie niszczyły to, co powinno w tej powieści intrygować. Właśnie za ich sprawą po skończonej lekturze nie przejmowałem się jakimkolwiek wydarzeniem rozpoczętym na łonie powieści. 

Ładnie umalowana wydmuszka - tyle 
Zapewne nie sięgnę po dalsze tomy
Obrazki zaprezentowane w środku są świetne, brawa dla ilustratora. 


Ocena LB - 4/10 ⋆ 
z małym serduszkiem za ilustracje i okładkę



13 komentarzy:

  1. A już miałam chęć na tę powieść, bo przecież fikcja połączona z historią w pięknej oprawie to coś co uwielbiam... Jednak jak widać, polscy autorzy wciąż nie zaskakują i pozostaje mi siedzieć nosem w powieściach zagranicznych autorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sam miałem nadzieję, że Adept okaże się czymś naprawdę wartym uwagi, czymś co chce się czytać cały czas. Niestety, wyszło jak zazwyczaj w przypadku rodzimych autorów. Z przykrością stwierdzam, że na stan dzisiejszy robię sobie od nich przerwę. Egh, może następnym razem...

      Usuń
  2. Przymierzałem się do tej książki od dłuższego czasu jednak teram mam mętlik i niewiem czy po nią sięgne czy nie. Pozdrawiam. kiroku-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak przeczytam. Chociażby z czystej ciekawości, czy serio jest aż tak źle ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zła nie jest, jak już wyżej wspomniałem. Książka jest zła dopiero wtedy, gdy zostanie źle napisana, a ta pod tym względem jest okey. Jednak te nudy i obojętność po skończonej lekturze bardzo mnie zabolały. Stąd ocena. Nie wszyscy się jednak skarżą, więc liczę, że chociaż Tobie przypadnie do gustu c;

      Usuń
  4. Chyba jednak nie dla mnie ta książka ;< Pomijając fakt, że ze względu na okładkę, byłaby pozycją pożądaną w mojej biblioteczce :D Książki historyczne to nie moja bajka. No wyłączając "Ogniem i mieczem" mam bzika na punkcie tej powieści :D Wiem wiem, nawet babka w bibliotece mówiła, że jestem nienormalna, ale ja uwielbiam "Quo vadis", więc jest kobita usprawiedliwiona :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja bibliotekarka mówiła to samo, gdy brałem z własnej woli Ogniem i Mieczem do domu, huh. Szkoda tylko, że nie powiedziała ,,bierzesz tom drugi, głuptaku". Zorientowałem się dopiero w połowie ;')
      Nie wiem, skąd ta obraza do klasyki, skoro to tak piękne twory.

      Usuń
  5. Przechrzta to jeden z tych autorów po których muszę sięgnąć. Ciekawość mnie zeżre w końcu. :D Tylko chyba nie będę zaczynać od tego tytułu. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam autor ma bardzo ciekawe książki, przyznam to bez bicia. Aczkolwiek po Adepcie mam wrażenie, że trochę czasu minie, zanim znów sprawdzę jego pracę. Cóż, nie skreślam go całkowicie, więc może jeszcze tu kiedyś zawita. Mam nadzieję, że przynajmniej Tobie się spodoba c;

      Usuń
  6. Okładka cudowna, ale treść nie powala :D
    Pozdrawiam
    http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja powiem, że mi się podobało. Chociaż tylko gdzieś tak do połowy. Potem to już była równia pochyła... właśnie przez to, że Rudnicki został takim badassem nie wiadomo kiedy, i ogólnie książka pod koniec wydała mi się przekombinowana. Ale za to podobał się bardzo styl i bohaterowie... dopóki nie zaczęli za bardzo kozaczyć. Ogólnie mam wrażenie że z polskimi autorami jest tak, że mają fajny pomysł, ale zbyt długo nad nim myślą i wychodzą przeróżne kwiatki. Niemniej jednak po następne części chętnie sięgnę, chociaż ich nie kupię, jak i po inne książki Przechrzty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko zawsze cieszę się, że jakakolwiek książka podobała się komuś bardziej, niż mi samemu, bo to raczej ludzka rzecz. Co do polskich autorów - muszę przyznać rację. Mają ten specyficzny nurt przyjemnych pomysłów zabijany często przez wykonanie, przekombinowanie. No cóż, niestety. c;

      Usuń
  8. Kurczę, a niedawno miałam dodać ją do listy "chcę przeczytać". Trochę osłabiłeś mój entuzjazm wobec niej i chyba to powtórnie przemyślę :(

    OdpowiedzUsuń