Miniaturzystka - jak odzyskałem wiarę w piękno literatury



Amsterdam kwitnie i gnije jednocześnie, gdy młoda Nella Oortman przybywa pod drzwi swojego nowego domu. Jako świeżo upieczona żona ma proste zadanie - spełnić należycie kobiece obowiązki. Dziewczynie nie pomaga jednak to, że po otworzeniu drzwi wielkiego domostwa brakuje w nim jej męża. Co się z nim dzieje, gdzie jest Pan Brandt? Noce pełne samotności ciągną się w oczekiwaniu na odpowiedź. 
Niezrozumiałą atmosferę przerzedza niezwykły prezent ślubny sprowadzony przez małżonka. Komoda, w której wnętrzu znajduje się replika nowego domu Petronelli olśniewa swym kunsztem i dbałością o detale. Brakuje jej jednak wyposażenia, które Nella decyduje się zamówić u niejakiego Miniaturzysty, którego działalność zaczyna dostarczać z czasem coraz to nowszych tajemnic do życia mieszkańców zamożnego zakątka Amsterdamu. Kim jest Miniaturzysta, skąd wie o nieznajomych ludziach tyle, by znać każdy szczegół ich postaci?








Od dłuższego czasu doskwierało mi zwątpienie w piękno literatury i musicie wiedzieć, że czuję z tego powodu wstyd. Po przeczytaniu paru średnich książek, w których pokładałem duże nadzieje, zacząłem myśleć, że minie sporo czasu, zanim przekopię się przez te wszystkie sterty sztampowych powieści wydawanych dziś na skalę masową. Jakim to więc zdziwieniem okazała się debiutancka powieść Jessie Burton, którą miałem przyjemność gościć na swojej półce już ponad rok. Dziś żałuję, że nie chwyciłem tej małej perełki literatury wcześniej, gdy tak bardzo była mi potrzebna, by zaspokoić mój czytelniczy głód.


Uwielbiam książki, które angażują mnie emocjonalnie, w których odczuwam choć część tego, co bohaterowie. Dawno nie spotkałem się z tym zjawiskiem, stąd moje radosne obwieszczenie; Miniaturzystka zalała mnie subtelnymi odczuciami. Począwszy od zdań wykreowanych na tyle ładnie, bym chciał do nich wracać w celu ponownego przeczytania, skończywszy na historii bohaterów, których po prostu nie mogłem nie lubić, choć według wszelkich norm powinienem pałać do nich niesmakiem.
Lektura jest w stanie uszczypnąć nasze emocje, lecz trzeba na to trochę poczekać, gdyż książka dosyć długo się rozkręca. Nie jest to jednak wada, każde zdanie jest tutaj potrzebne.

,,Nic nie jest tu bardziej fantastyczne od prawdy"


Podczas lektury drażnił mnie lekko fakt wykorzystania czasu teraźniejszego w trzeciej osobie, lecz po wciągnięciu się w tekst przestałem zauważać fakt jego istnienia.

Spod pięknej okładki bije tajemnica i chwała Bogu za to, że nikt nam jej nie narzuca. Czuć ją w aromatach przypraw, zamarzniętych kanałach Amsterdamu, odgłosach wydobywających się z mrocznych korytarzy domu. Bawi się nami, zmieniając swoją postać z rozdziału na rozdział, przybierając z czasem zupełnie inne formy dramatu nowego życia Nelli.


Piękny język idzie w parze z pięknymi postaciami, w których istnienie rzeczywiście moglibyśmy uwierzyć, a to wielki plus w świecie literatury. Każda z nich zdaje się pleść swoją historię w innym pomieszczeniu domostwa. Z pozoru jedna całość zamienia się z czasem w różne losy zupełnie różnych ludzi, których jedyną cechą wspólną zdaje się być główna bohaterka.

Większa część wydarzeń zaprezentowanych na łonie powieści rozgrywa się pomiędzy czterema ścianami, co bardzo wpływa na klimat wypływający z treści. Mały, zamknięty świat z oknem na kupiecki styl życia wiedziony w niemalże każdym zakątku globu.

Autorka spisała się bardzo dobrze w temacie historii świata. Smaczki przeszłości są wplatane w wypowiedzi bohaterów oraz życie miasta. Ich ilość nie jest wielka, lecz wystarczająca do zapewnienia odpowiedniego tła politycznego i ekonomicznego. Wszystko nabiera dodatkowej głębi, jeśli tylko nie spaliśmy na lekcjach historii, bądź interesowaliśmy się nią nieco bardziej.


,,Jak bardzo trzeba być nieszczęśliwym, by życzyć komuś śmierci?" 


Przeczytanie Miniaturzystki było dla mnie czystą przyjemnością. Mało jest książek, przy których zarwałem noc, a ta jest pierwszą od naprawdę długiego czasu. Umiejętnie zatrzymywała mnie przy sobie realnymi zwrotami akcji, których przebieg skutecznie wywoływał u mnie znane wszystkim; ,,Jeszcze jeden rozdział"


Osobiście wolałbym, by cała historia została przedłużona o jakieś sto stron, by sfinalizować niektóre wątki i dać rozwinąć się nieco bardziej tym minionym. Jest to niewątpliwie pozycja warta polecenia, choć zdaję sobie sprawę, że nie przypadnie każdemu do gustu. Nie każdy zżyje się z bohaterami i wydarzeniami, gdyż gusta są różne, a sama książka ma mieszane opinie. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie ,,To jedna z tych książek, których treść lubi się na podstawie własnej osobowości". Nie mogę także nie wspomnieć o tym, że po ów tytuł lepiej jest jednak sięgnąć będąc ,,nieco starszym" odbiorcą.

9/10




6 komentarzy:

  1. Ciekawe. Lubię historię a na karku lat mam 16, czy ta książka ma szansę mi się spodobać?
    Nie no żartuję, znam swój gust i wolnym czasie możliwe że poczytam o tej książce nie co więcej i zdecyduję się czy po nią sięgnąć. Ogólnie zapraszam do mnie, może znajdzie tam coś Pan dla siebie :D
    http://recenzumkomiksiarza.blogspot.com/2016/07/rod-m.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o tej książce, chociaż nigdy się bliżej nie przyjrzałam. Chyba czas to zmienić. :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Posiadam tę książkę po angielsku i coraz bardziej korci mnie, aby odłożyć wszystko na bok i się za nią zabrać. Coś czuję, że przepadłabym w klimacie Amsterdamu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, nominowałam Cię do LBA: http://bohater-fikcyjny.blogspot.com/2016/07/56-liebster-blog-award.html :) Mam nadzieję, że odpowiesz na pytania! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z miłą chęcią odpowiem na pytania. Może nawet jeszcze w tym tygodniu, kto wie, huh. Dziękuję za nominację ^_^

      Usuń
  5. Mam chęć przeczytać tę książkę :D tylko jeszcze nie wiem kiedy :)

    Ps. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award :) mam nadzieję, że na nie odpowiesz :D
    więcej szczegółów znajdziesz tutaj http://ksiazkatu-ksiazkatam.blogspot.com/2016/09/liebster-blog-award-3.html

    OdpowiedzUsuń