Ciemno wszędzie, głucho wszędzie [...]

To miejsce Cię przyciąga, niczym magnes gwoździe pochowane w trawie. I Ty sam pragniesz tego miejsca, mimo panicznego strachu wywodzącego się z ludzkiego instynktu schowanego pod otumanionymi zmysłami. 

Cmętarz Zwieżąt 
Stephen King


Na wstępie pasowałoby zaznaczyć, że jest to moje pierwsze spotkanie z Panem Stephenem. Po książkę sięgnąłem między innymi dlatego, że są w świecie tacy autorzy, do których nieznajomości lepiej jest się nie przyznawać. To trochę tak, jakby przyjść do przedszkola i otwarcie powiedzieć ,,Dzień Dobry. Nie wiem, kto zjadł kapturkowi babcię". 
Wyznałem ,,winy", więc mogę przejść do opowiadania o książce z czystym sercem. 



,,Cmętarz Zwieżąt" zaczyna się niczym te wszystkie filmy grozy będące raczej kategorią B i dalej. Przeciętna rodzina wyprowadza się na prowincję za sprawą pracy i obiecuje sobie przy tym rozpoczęcie nowego życia. Od nowego miejsca bije oczywiście złudna atmosfera sielanki i nutka tajemnicy, która zdaje się nie mieć większego znaczenia. W końcu to przecież zwykły cmentarz znajdujący się niedaleko za domem, gdzie dzieci chowały swoje ukochane zwierzątka, których futra pozamieniały się w szorstkie i osłabłe włosie. Nie jest to jednak wszystko, nie powiedziano nam najważniejszego. Dlaczego nie możemy wejść głębiej w las? 



,,[...]Wiesz, co to wiara?
- No…
- W tej chwili jesteśmy tutaj. Siedzimy w fotelu – oznajmił Louis. – Czy myślisz, że mój fotel jutro tu będzie?
- Tak, jasne.
- Zatem wierzysz, że tu będzie. Tak się składa, że ja także. To właśnie jest wiara: że coś będzie."



Podczas lektury doszło do mnie, że 3/4 książki stanowi zaledwie tło do ostatecznych ciosów zadawanych przez ,,Króla". Osobiście uważam to jednocześnie za wadę i zaletę, gdyż dzięki temu finałowe sceny niebywale zyskiwały. Z drugiej strony zaś często powtarzałem sobie w głowie ,,No niech się wreszcie coś stanie. Jestem w połowie, a jeszcze nic mnie nie przestraszyło. Cokolwiek, choćby kule ognia spadające z nieba. Byleby działo się coś ciekawego". Po zakończeniu lektury wybaczyłem jednak tak długie i monotonne - przynajmniej dla mnie - budowanie atmosfery.
Wszystko stało się jasne dopiero w ostatnich rozdziałach, podczas czytania których moje myśli zmieniły się na ,,O Ty pierniku, w końcu dałeś mi coś, czego chciałem", a że należę do osób, które raczej łatwo przerazić, doszła do tego niechęć oglądania się za siebie w chwili studiowania tekstu, huh. Nie był to jednak strach zaliczany do tych, których natura nie pozwala spać. Mógłbym go nazwać prędzej niepokojem i napięciem, aniżeli strachem samym w sobie.



Ziemia serca mężczyzny jest kamienista. Mężczyzna hoduje, co może... opiekuje się tym.



Warto zwrócić także uwagę na to, jak King bawi się z nami treścią. Sam mówi nam o przyszłych zgonach długo przed ich nadejściem, bądź używa specyfiki snów, by wprawić nas w błędne myślenie. Czytając, wydaje się nam, że wszystko jest rzeczywistością, po czym nagle okazuje się, że ostatnie paręnaście stron można włożyć pomiędzy bajki. Stephenie, och Ty śmieszku. 

Śmiechom nie było końca, lecz odłóżmy to na bok i wspomnijmy również o momentach ,,zmuszających" nas do refleksji. W książce parę razy nadchodzi moment, bądź cytat, który wywołuje choć cień przemyśleń w zaczytanej głowie. Zazwyczaj dotyczą one tematu śmierci, lecz czemu tu się dziwić, skoro w tytule widnieje słowo ,,Cmętarz"? 



,,Śmierć jest tajemnicą, a pogrzeb - sekretem." 



Słowem końca; jestem zadowolony, szczególnie po ostatnich rozdziałach. Uznaję swoje pierwsze spotkanie z Kingiem za udane, lecz nie na tyle, by była to miłość od pierwszego wejrzenia. Stanowi to podstawę do tego, by umówić się na randkę jeszcze raz. Bylibyście tak mili i doradzili mi, jaki tytuł mam na nią zabrać? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz