Irytacja czytelnika




Nasz świat jest ogromny, lecz mimo to bez problemu możemy wsiąść w pociąg z książką i wysiąść z niego w Moskwie tuż po zakończonej lekturze. I mimo to, że przebyliśmy tak solidny kawał drogi, ujrzymy czytaną przez nas książkę na wystawie w jednej z Moskiewskich księgarń. Owszem, będzie różnić się wydaniem, a jej okładkę przyozdobi nieznany nam alfabet, ale to wciąż ta sama historia. Ktoś ją po prostu przebrał. 




Jak więc widzicie, nie jest wcale trudno odnaleźć pozornie inną, a tak naprawdę identyczną powieść. Gorzej, gdy ów identyczności nie spodziewaliśmy się w zupełnie innych tytułach, u zupełnie niepowiązanych autorów. 
Żyjemy bowiem w czasach, w których trudno o oryginalność, bo wszystko już przecież było, prawda? Nie ma już nic do wymyślania, a jedynie powielania. Za młodu opowiadano nam bajki, historie, losy doskonale znane wszystkim, a jednak odpowiednio zmodyfikowane - wciąż ciekawe. Nie twierdzę więc, że ten brak oryginalności nie może być przyjemny, gdyż autor będąc dobrym rzeźbiarzem zdań zawsze odda w nasze ręce coś przynajmniej przyzwoitego. Nie jest jednak w porządku, gdy pisarze mają świadomość o wątku znanym przez wszystkich, o zabiegu irytującym czytelników, a mimo to wciąż powtarzanym i tłoczonym w drukarniach. Chciałbym przedstawić wam dziś krótką listę właśnie takich drażniących mnie aspektów powielanych mechanicznie już od jakiegoś czasu. Gorąco zapraszam. 


I. Naprawdę ciekawy, niespotykany pomysł zalany wiadrem oczywistości 

Nie raz i nie dwa dane mi było sięgnąć po książkę, której opis mocno mnie zaintrygował. Może nie było to coś arcywybitnego, ale i tak wystarczało, bym chciał zaprzyjaźnić się z książką nim sygnowaną. To wszystko wzbudziło oczywiście nadzieję, może cichą, ale wciąż nadzieję na zakochanie się w nowym świecie. 
Było mi więc przykro, gdy faktycznie istniejący, ponadprzeciętny pomysł na fabułę, postaci, krainy istniał, lecz tylko w tle, gdy na pierwszym planie znów usadzono oczywisty romans z uprzedzeniami i posypką z niepewności. Nie mam wiele przeciwko temu, ale mam prawo czuć się nieco oszukany, prawda? To zupełnie tak, jakby ktoś pokazał dziecku lizaka i stopniowo go do niego przybliżał, a potem rzucił gdzieś w piach. Oczywiście romans to tylko przykład, ale muszę przyznać, że właśnie z nim na miejscu takiego złodzieja nadziei spotykam się najczęściej. 
Ukrócając - Chwytając za powieść o smokach nie chcę, by pierwsze skrzypce grały pegazy. Brzmi bardzo banalnie, może nawet płytko, ale nie ma nic lepszego, niż prosty przekaz. 

II. Pozorna Fantastyka 

Jest to punkt mocno powiązanym z pierwszym, bo też wiąże się z rozczarowaniem. 
Uwielbiam powieści fantasy, wychowałem się na nich równie mocno, co na komiksach o Sknerusie McKwaczu (Może przez to jestem takim strasznym sknerą). Boli mnie więc serduszko, gdy chwytając za książkę podpisaną ,,Fantasy", otrzymuję ów Fantastyczność, ale zabiegi jej towarzyszące kompletnie odbierają ten magiczny smak czegoś nierealnego. 
Po czym rozpoznaję taką oszukaną fantastykę? Podczas przeżywania jej stronic czuję się tak, jak gdyby wszystko mogło mieć miejsce w naszym świecie. Wątek o jednorożcu wrzucony w pierwszoplanowy trójkąt miłosny i złego króla nie powinien upoważniać do stania obok ,,Władcy Pierścieni". Odbieram to jako pułapkę, a uwierzcie mi, nie lubię w nie wpadać. 

III. Każdy z nas jest wróżką 

Ile razy zdarzyło wam się chwycić za powieść i po pierwszych stu stronach wiedzieliście doskonale kto z kim skończy, kto umrze, kto jest złym całej historii? 
To, że chcę być zaintrygowany powieścią od pierwszej, do ostatniej stronicy nie jest raczej niczym złym, prawda? Trudno jednak mówić o fascynacji, gdy wiemy już wszystko, a czytamy dalej tylko po to, by może natrafić na jakiś zwrot akcji, który zdementuje naszą pewność. 
Może jestem czepialski, ale naprawdę chwyta mnie irytacja, gdy znowu wyprzedzam treść o niemalże pół powieści, a dopiero co zacząłem lekturę. 
Nikt z nas nie wyjawia swoich wszystkich sekretów przy pierwszym spotkaniu z drugą osobą, prawda? Dlaczego więc ma to robić książka? 



IV. Długo jeszcze? 

Czytelnik to cierpliwy człowiek, ale każda cierpliwość i herbata kiedyś się kończy, a już zwłaszcza, gdy czytana przez niego historia z jakiegoś nieokreślonego powodu została pokrojona na trylogię, a może i jeszcze gorzej. 
Nawet najlepsza powieść może bowiem zostać zaszlachtowana niepotrzebnymi dłużyznami, których sensu istnienia nikt nie widzi. Na dobrą sprawę można by wyciąć nic nie wnoszące fragmenty (O ile nie wykastrowałoby to książki) po to, by oddać w ręce czytelnika mniejszą liczbę tomów, ale za to zapełnionych emocjami, akcją, koncentratem tego co dobre. 


Może marudzę i niepotrzebnie się czepiam, ale poczułem potrzebę pożalenia się komuś o swoich bolączkach. Jest to oczywiście zestawienie indywidualne i nikt nie musi się z nim zgadzać, huh. 
Celowo nie rozdzielałem najczęstszych bóli pokroju trójkątów, pięciokątów, pierwiastków miłosnych na oddzielne punkty, gdyż to jest już raczej zbyt oczywiste, a nie chcę powtarzać czegoś powtórzonego setki razy. 

Dziękuję za lekturę, miło było coś dla was napisać po przerwie. Wkrótce powinna pojawić się recenzja, o ile życie mi pozwoli przy niej przysiąść. Zapowiadają się także zmiany związane z nazwą i prezentacją graficzną bloga, ale to pozostaje jeszcze w lekkiej wątpliwości. Ponadto, zapraszam na instagrama, który w głównej mierze składa i składać się będzie z straszliwie amatorskich zdjęć książek, jeśli mogę to tak nazwać - Instagram

Może teraz Wy, Moi Drodzy, podzielicie się ze mną swoją listą irytacji? Chętnie posłucham cudzych bolączek. W końcu i moje zostały wysłuchane. 


Trzymajcie się ciepło w te ostatnie, zimą słodzone dni. 

1 komentarz:

  1. E tan marudzisz. Udało ci się podsumować moje czytelnicze życie w 4 punktach!

    Zostaję na dłużej i obserwuję

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń